W sobotę odbył się festyn szkolny u Jasia w szkole. Przygotowania do niego trwały tydzień i były na prawdę intensywne. Zdecydowana większość obowiązków związana z przygotowaniem stoiska naszej klasy spadła na mnie i na Asię. No tak, w końcu byłyśmy w trójce klasowej a to do czegoś zobowiązuje.
Na przygotowanie stoiska mieliśmy tydzień, współpraca między rodzicami (którzy jeszcze w ogóle nie zdążyli się poznać) była nijaka. Oprócz mnie i Asi zaangażowały się jeszcze 3 może 4 inne mamy. To był istny rollercoaster.
Można powiedzieć że ten festyn to takie „chrzciny” na zastępcę i skarbnika. Bo ja jestem zastępcą a Asia skarbnikiem w naszej klasie. Nasza wspaniała przewodnicząca nic się nie udzieliła i nie zaangażowała bo może tylko ja myślałam (naiwna!) że tytuł przewodniczącego klasy do czegoś zobowiązuje, a może jest się przewodniczącym tylko dla tytułu? A od tej brudnej roboty ma się przecież pachołków – zastępcę i skarbnika.
No ale wróćmy do tematu… w ciągu ostatniego tygodnia wspólnie z Asią przeprogramowałyśmy się na FESTYN i dałyśmy z siebie 300% żeby to zorganizować tak, żeby miało ręce i nogi. I wiecie co? Udało się! Nasze stoisko było piękne! Sprzedawałyśmy paczki-niespodzianki (fanty), była kawa, lemoniada, woda i domowe ciasta i słodkości. Największą satysfakcję miałyśmy z tego że nasze fanty sprzedały się w niecałą godzinę! Ogólnie sprzedałyśmy praktycznie wszystko co miałyśmy do sprzedania na naszym stoisku. To ogromna satysfakcja i nagroda za ten wysiłek i pracę, którą włożyłyśmy w przygotowania.
Mieliśmy przygotowane atrakcyjne niespodzianki, które w piątek po lekcjach pakowałyśmy w bibliotece ponad 2 godziny. Opłacało się, wyszły z tego fajne paczuszki, które przyciągały ludzi. Same skorzystałyśmy i też kupiłyśmy kilka losów. Lilka wylosowała zestaw kreatywny , Julka pistolet na bańki i wykopaliska a Jaś maskotkę Psi Patrol i pomadkę do ust Psi Patrol, którą podarował Julce. Ja wylosowałam planner familijny na przyszły rok i to był strzał w 10! Zawsze chciałam taki planner. Choć czy będę regularnie planować? Być może.
Szalenie miło było słuchać podziękowań wychowawczyni, pani nauczycielki wspomagającej i rodziców to nas utwierdziło w myśli że odwaliłyśmy kawał dobrej roboty, która została doceniona. No i chyba się podobało skoro dostałyśmy tyle podziękowań 🙂
Po powrocie do domu gdy wszystkie emocje zaczęły opadać przyszedł ból głowy i uczucie potwornego zmęczenia – organizm musiał odreagować.
I wiecie co? Tak sobie myślę, że dałyśmy rade! Wspólnie z Asią. Bo kto jak nie my! Teraz poradzimy już sobie ze wszystkim – tak myślę.
P.S. myślimy już o kiermaszu na Boże Narodzenie 😉