„Kukułcze jajo” Camilli Läckberg to 11 tom sagi o Fjallbace i pierwszy który trzymam w rękach. Autorka kazała czekać swoim czytelnikom dość długo na kolejny tom tej sagi i jak możemy czytać w niektórych recenzjach nie jest to spektakularny powrót. Ja nie mam porównania bo nie czytałam wcześniejszych tomów – uważam ze ta książka jest warta przeczytania. Uwielbiam książki tego typu, choć nie lubie czytać serii od środka. Mimo, że każda książka która ukazała się w serii opowiada inną historię to i tak zdecydowanie wolę czytać po kolei bo gdy zaczynam od środka mam wrażenie że dużo ważnych wątków mnie ominęło. A wiec w planach na najbliższy czas „Księżniczka z lodu” czyli pierwszy tom sagi o Fjallbace.
Opis z okładki
Miasteczkiem wstrząsa wiadomość o dwóch zbrodniach. Ktoś bestialsko morduje znanego fotografa przygotowującego właśnie swoją wystawę w miejscowej galerii. Dwa dni później do strasznej zbrodni dochodzi na pobliskiej wysepce, gdzie sławny pisarz pracuje nad 10 tomem swojej powieści. Obie sprawy prowadzi Patrik Hedstrom i jego koledzy z komisariatu Tanumshede i nic nie wskazuje na to, żeby zbrodnie były ze sobą powiązane.
W tym samym czasie Erica Falck próbuje udokumentować zagadkowe morderstwo, do którego doszło prawie czterdzieści lat wcześniej w Sztokholmie. Wkrótce okazuje się, że nici z przeszłości sięgają obecnych czasów, na które długi cień rzucają dawne grzechy.
Moje wrażenia w trakcie czytania książki
Jak już pisałam wcześniej uwielbiam książki tego typu – tajemnicze morderstwa, uwikłana zagadka i dochodzenie. Kryminały to gatunek literacki po który sięgam najczęściej. I choć w pewnym momencie już się możemy zorientować o co chodzi to odkrywanie kolejnych kart sprawia mi ogromna frajdę. Lubię książki gdzie wpleciony jest wątek sprzed kilkunastu lat, który sprytnie wiąże się z teraźniejszością i tak też jest w tej książce. Choć jeszcze nie dobrnęłam do końca tej powieści to już teraz mogę ją polecić osobom, które tak jak ja lubią zagadkowe morderstwa. Niektóre wątki są przeciągane i zaczynają trochę nudzić. Mi ta książka kojarzy się trochę z serią Szetlandzką, którą kocham od pierwszych do ostatnich stron całej sagi. Dlatego też jestem przekonana, że saga o Fjallbace również przypadnie mi do gustu. Z niecierpliwością czekam na zakończenie, choć już mam pewne podejrzenia jestem ciekawa w jaką całość ułożą się te puzzle.